Kliknij tutaj --> 🎇 dlaczego zhp nie lubi zhr

Druhno, zdecydowanie sprzeciwiam się sformułowaniu, że ZHP nie lubi ZHR czy odwrotnie. Jeśli pozna druhna historię całego związku, to zrozumie, że nie można mówić dzisiaj o jakimkolwiek konflikcie. Nie wiem dlaczego inni ludzie wciąż żyją tym stereotypem - każdy z nas jest Harcerzem i każdy z nas jest człowiekiem. Polityka prywatności. Czas i koszty dostawy. Przechowalnia. Kontakt i dane firmy. Chusty harcerskie na zamówienie. Produkcja gadżetów harcerskich na zamówienie. 786 895 179. sklep@morowo.com.pl. Śledź nas w mediach społecznościowych, aby otrzymywać informacje o nowych produktach, promocjach oraz ofertach specjalnych! zhp- zwiĄzek harcerstwa polskiego zhr- zwiĄzek harcerstwa rzeczpospolitej wsk- wewnĘtrzny system kontroli onz- organizacja narodÓw zjednoczonych orp - okrĘt rzeczypospolitej polskiej nfz- narodowy fundusz zdrowia pl - polska Związek Harcerstwa Polskiego rok założenia 1918 ( ZHP-1918) – organizacja harcerska powstała w 1989 roku z inicjatywy krakowskich instruktorów Ruchu Harcerstwa Rzeczypospolitej . Podczas zebrania Komisji Organizacyjnej ZHR krakowscy działacze zaprezentowali pogląd, że z ZHP nie należy występować, lecz wskrzesić organizację Zobacz 3 odpowiedzi na pytanie: Czym się różni ZHP od ZHR ? Pytania . Wszystkie pytania; Sondy&Ankiety; Kategorie . Szkoła - zapytaj eksperta (1869) Site De Rencontre Cote D Ivoire Gratuit. Znicze kupuję u harcerzy. Kiedy dzisiaj stanąłem w kolejce, przyuważyli mnie znajomi i zwrócili uwagę, że chyba nie widzę, iż to ZHR. Nasi stoją trochę dalej. Na cmentarzu były niezłe tłumy, więc musiałem się liczyć z tym, że ktoś mnie przyuważy. Zrobiłem, co zamierzałem, i poszedłem zapalić znicze od ZHR na grobie bliskiej mi osoby. Mam nadzieję, że zmarłej wszystko jedno. Chociaż za życia bywała nieprzejednana. Nieraz słyszałem od harcerzy, że ktoś jest bardzo miły, chce wesprzeć akcję, ale w ostatniej chwili orientuje się, że nie są tymi właściwymi, i odmawia. Czasem na pożegnanie mówi parę wstrętnych słów albo pyta, na kogo głosują rodzice, czy wierzą w Boga itd. Dzieciom robi się przykro. Niektórzy są tak zaciekli w poglądach, że widzą politycznego wroga w dziesięciolatku. Nawet na cmentarzu ludzie potrafią bezceremonialnie powiedzieć dzieciom, że powinny przejść do tego właściwego harcerstwa. Niestety, nic by to nie dało, ponieważ takiego harcerstwa, które podobałoby się wszystkim, nie ma. Czarę przelał tekst druha Pawła Zarzyckiego, Naczelnika Harcerzy, ”Jaki ma być NASZ ZHR” z którym się mocno nie zgadzam i podejmuję zasadniczą pierwsze – celnie ujął sprawę śp. Tomasz Strzembosz, wspaniały człowiek, Przewodniczący Związku – każdy powinien przeczytać jego tekst „ZHR a religia” z 1989 roku – nie stracił on nic na drugie – ZHR to Związek Harcerstwa RZECZYPOSPOLITEJ, a nie KATOLICKIEGO czy ENDECKIEGO albo PRAWICOWEGO czy LEWICOWEGO. Kto chce czegoś innego niż ZHR w kształcie, w jakim powstał i działał kilkanaście lat, niech założy sobie inną organizację. Nie mam nic przeciwko temu, żeby poszedł sobie w Polskę i zakładał konkurencyjny związek, np. katolicki albo endecki. Droga wolna. Ale, oczywiście, łatwiej przejąć czyjś dorobek...Po trzecie – co to znaczy „NASZ ZHR”? Czyj? Kowalskich? Malinowskich? Zarzyckich? ZHR jest dobrem ogólnospołecznym, nie będącym niczyją własnością. Jeżeli ktoś za bardzo poczuł się jego współwłaścicielem (w PRL mieliśmy zjawisko tzw. czerwonych książąt, którzy władali Polską jakby była ich własnością), albo za bardzo przykleił się do jakiegoś fotela, to może trzeba, żeby sobie odpoczął i zmienił perspektywę patrzenia. Gorąco do tego namawiam – to robi dobrze i na emocje, i na wybujałe czwarte - Baden-Powell jasno rzucił hasło braterstwa ze wszystkimi ludźmi. To zakłada tolerancję i otwartość, poszanowanie różnych postaw i światopoglądów – o ile tylko mieszczą się w ramach treści zarysowanych przez Prawo i Przyrzeczenie Harcerskie. Po piąte – ideologizacja kończy się zawsze katastrofą lub wynaturzeniem – historia XX wieku uczy nas tego aż nadto dobitnie. Całe lata walczyliśmy przeciw ideologizacji, nakładaniu gorsetów i kagańców, przeciw sprzedawaniu się za cenę korzyści osobistych. Powstaje tu pytanie, jakie korzyści obiecują sobie ci, którzy kryją się z dyskusją programową, a po cichu pchają ZHR w określoną (czytaj: polityczną) szóste – kto nie umie sam, ten podpiera się cudzym autorytetem (tu: Kościołem Katolickim). Wymyślanie programów, gier, prób, regulaminów i wymagań w duchu wychowania pośredniego, przez przykład osobisty, wspólnotę i działanie jest może dla niektórych zbyt trudne, dlatego sięgają po „protezy” zapożyczone z sąsiednich „podwórek”, np. z Kościoła Katolickiego. Od wychowania religijnego są rodzice, katecheci i księża, a nie harcerstwo. Jeżeli ktoś tego nie rozumie, to znaczy, że nie przeżył prawdziwego harcerstwa, znaczonego – jak najbardziej w duchu chrześcijańskim – braterstwem, pomocą bliźniemu, wspólnotą, grą, przygodą, wysiłkiem, przełamywaniem własnych słabości, odkrywaniem świata i przyrody, nauką praktycznych umiejętności, odpowiedzialnością za grupę i za młodszych. Harcerstwo ma samo w sobie tak bogatą symbolikę i obrzędowość, tak szeroki wachlarz metod i narzędzi pozytywnego oddziaływania wychowawczego, że nie musi i nie powinno mieszać go z wychowaniem religijnym. Oczywiście, te dwie sfery się zazębiają, ale to odbywa się na płaszczyźnie indywidualnej, przy okazji rozmów, gdy harcerz przychodzi do instruktora jak do starszego brata po radę, po wsparcie w rozwiązywaniu swoich wreszcie takie instytucje jak Duszpasterstwo Harcerskie – sam miałem zaszczyt jeden z ośrodków takiego duszpasterstwa współtworzyć. Tam jest miejsce na pogłębienie religijne harcerzy, ale nie w ramach ZHR, ale w ramach konkretnego kościoła, związku wyznaniowego. To jest obszar, gdzie grupa instruktorów, na zasadzie dobrowolności, współpracuje z księdzem lub grupą księży. Bo jeżeli jestem protestantem i jest nas w jakimś mieście dwudziestu harcerzy protestantów, to jasne, że będzie wspaniałą rzeczą, jeżeli możemy mieć wspólne msze – protestanckie, a jednak takie trochę bardziej „nasze”, harcerskie. To samo dotyczy katolików, prawosławnych i wszelkich innych grup wyznaniowych. Ale moja organizacja harcerska powinna koncentrować się na swojej robocie harcerskiej. Co to znaczy? To znaczy na realizowaniu procesu wychowawczego metodą harcerską, systemem zastępowym, we wspólnocie rówieśniczej, poprzez zabawę, grę i siódme – poziom traktowania adwersarzy (niestety, mocno mnie bulwersujący) przez druha Zarzyckiego zdradza na wstępie jego tekstu fraza: „pojawienie się tej niewielkiej, ale wyjątkowo głośnej i przebiegłej grupy instruktorów zmusza do postawienia sobie pytania: dokąd winniśmy zmierzać, jakiego ZHR chcemy!” - Wykrzyknik zdradza tu gniewne emocje. Czyżby druh Naczelnik Harcerzy nie umiał panować nad swoimi emocjami? To jakże ma prowadzić Związek i młodszych „w jasną, z błękitów utkaną dal”? Ale jest jeszcze ważniejsze pytanie: czy dopiero „hałas” „niewielkiej” grupy instruktorów ZMUSZA Druha do postawienia sobie ważnych pytań? Czy znaczy to, że wcześniej Druh i jego otoczenie takich pytań nie stawialiście? Jestem mocno tym zaniepokojony, bo jeżeli nie stawialiście, to znaczy, że Związek dryfował bezmyślnie albo – co gorsze – był przez kogoś po cichu w którąś stronę pchany? Obie sytuacje świadczyłyby o najwyższym zagrożeniu dla ZHR i jego przyszłości, a władze organizacji stawiałyby w bardzo niedobrym świetle...Pojawia się tu epitet – obraźliwe, niegodne dyskusji instruktorów harcerskich słowo „przebiegły”. Co ono sugeruje? Nieświadomemu czytelnikowi ma dać do zrozumienia, że oto jacyś niegodziwcy, fałszywi, chytrzy i skryci ludzie czyhają na niewinne owieczki. Co za poziom dyskusji... Czy to ma być dyskusja merytoryczna na temat „jakiego ZHR chcemy”? Nie, to jest opluwanie ludzi, którzy ten Związek budowali w dużo trudniejszych warunkach niż dzisiejsze, ludzi, którzy mieli odwagę przeciwstawiać się reżimowi i jego służbom, którzy poświęcili lata bezinteresownej, społecznej pracy na rzecz harcerstwa, potem założyli rodziny a może i własne firmy i teraz, po okresie odchowania małych dzieci lub ustabilizowania firm, wracają – ze szczerej chęci służby i czynienia czegoś na rzecz Związku, młodzieży i tego kraju. Zabierają głos z troski, wspomagają środowiska młodszych instruktorów, dyskutują i stawiają słuszne – może trudne albo niewygodne czasem dla niektórych pytania. A co robi druh Zarzycki? Obraża ich. To nie jest dobry przykład osobisty instruktora. To jest anty-przykład, który może w ogóle dyskwalifikuje. Nie przypominam sobie, abym poznał druha Zarzyckiego, więc nie mam do niego osobistego stosunku i nie mam powodu, bym występował przeciw niemu. Ale od wielu znajomych instruktorów słyszałem rozmaite relacje o druhu Naczelniku, a teraz mam przed sobą tekst „Jaki ma być NASZ ZHR”. I jestem wstrząśnięty tym, co w niektórych jego fragmentach czytam. A zatem do meritum sprawy: przyjrzyjmy się tekstowi i zastanówmy się, dokąd ma iść 1922 roku prababka mojej Żony, Stanisława Daszkiewicz-Czajkowska, wygłosiła słynny referat „O wielki cel harcerstwa”. Referat był bardzo poważny, stawiający trudne pytania. Bardzo polecam jego lekturę wszystkim, którzy go nie czytali. Czyżby sytuacja się powtarzała? Czyżby władzom ZHR brakowało wizji rozwoju Związku jako organizacji harcerskiej Anno domini 2005 i 2006?Co znaczy stwierdzenie druha Zarzyckiego, że harcerstwo „marnieje, gdy staje się celem samym w sobie, gdy ogranicza się do zabaw metodycznych, gdy rezygnuje z udziału w życiu publicznym”? Co znaczyć ma, że harcerstwo nie powinno być „ celem samym w sobie?” Jeżeli ma to znaczyć, że nie koncentrujemy się na kształcie guzików i na wysokości lilijki na rogatywce czy kapeluszu, to zgoda, nie powinno się harcerstwo na tych materialnych drobiazgach koncentrować – tę lekcję już przerabialiśmy. Wolę zaangażowanego i przestrzegającego Prawa i Przyrzeczenia harcerza bez munduru niż „wymuskanego” mundurowo „żołnierzyka”, który wykonuje tylko rozkazy albo w ogóle nie pomaga innym. Tu zgoda jeżeli ma to znaczyć, że nie powinno koncentrować się na metodyce, na wychowaniu, na budowaniu młodych ludzi, aby stali się zaradnymi, świadomymi i zaangażowanymi obywatelami tego kraju, to rodzi się podejrzenie, że ktoś myli organizacje harcerską, wychowawczą i młodzieżową z partią polityczną lub innymi stowarzyszeniami. Czas, by „zrozumieć sens istnienia ZHR” był już dość długi, druhu Naczelniku – szesnaście lat. Jeżeli ktoś w tym czasie tego sensu nie pojął, to dziwię się, ze jeszcze w tym Związku jest. Sensem istnienia ZHR jest wychowanie młodych ludzi metodą harcerską, bez żadnego skrępowania politycznego i ideologicznego. Koniec kropka. Nic więcej nie trzeba dodawać. A metoda harcerska to wspaniała „rama”, którą trzeba wypełniać właśnie „zabawami metodycznymi”. Jedną z form pracy metodycznej jest służba. Ale – i tu proszę druhny i druhów o szczególną uwagę – chodzi tu o służbę każdego indywidualnego harcerza i instruktora, razem czy osobno – począwszy od legendarnego już, ale jakże słusznego przeprowadzania staruszków przez ulicę, poprzez służbę w środowisku nauki, pracy i zamieszkania a skończywszy na udziale tegoż harcerza w wielkich, spontanicznych akcjach zgodnych z duchem harcerskim (Biała Służba, sprzątanie świata itd.) – a nie o stałe i celowe zaangażowanie całego Związku w jakieś sprawy publiczne, polityczne czy gospodarcze. Celem ZHR – powtarzam – jest wychowanie młodych ludzi metodą harcerską na świadomych, zaradnych, uczciwych i aktywnych obywateli. Druh Zarzycki pisze o „dryfowaniu w dotychczasowym kierunku”. Po pierwsze nie wiem, co ma na myśli, pisząc „dotychczasowy kierunek”. Jaki? Dobry czy zły? Jeden czy wiele? O co tu chodzi? Po drugie, mam dziecko w drużynie ZHR i widzę, jak ono przeżywa różne sprawy, zbiórki, zloty, prace. Jest w grupie rówieśniczej, w której przeżywa wspólnotę i przygodę, uczy się praktycznych rzeczy i odpowiedzialności, nabiera pewności siebie, cieszy się tym i chce być w drużynie. Pytam: kto, co i gdzie tutaj dryfuje? Tu się dzieje wspaniała praca wychowawcza i nic nie dryfuje! To może jest tak, że w drużynach realizuje się cel harcerstwa, a Naczelnictwo dryfuje...? Gdyby tak było, to pół biedy – wystarczy wymienić lub nakierować Naczelnictwo i wszystko będzie w porządku. Ale sprawa nie jest taka prosta. Bo otóż to Naczelnictwo oddziałuje na instruktorów – raz może oddziaływać niedobrym przykładem, dwa – biernością, trzy – słabym poziomem merytorycznym, cztery – wciąganiem instruktorów w jakieś niebezpieczne gry lub ruchy (np. w politykę). A to już niedobrze!Dalej pisze druh Zarzycki: „trzeba wybrać dalszy kierunek i energicznie nim podążać”. Ależ Druhu! Kierunek harcerstwu nadano już wiele lat temu – jest to dokładnie opisane przez Bi-Pi, Małkowskiego, Ewę Grodecką, Sedlaczka, Kamińskiego i wielu innych. Martwi mnie to „energiczne podążanie” – brzmi jak wezwanie na wyprawę krzyżową. Coś się musi dziać, musi być jakiś ruch, energiczne potrząsanie szabelką, bo inaczej... czyżby nudno? Czyżby niektórzy instruktorzy znudzili się pracą wychowawczą? Nikogo w ZHR na siłę nikt nie trzyma, droga wolna, jeżeli komuś już nudno. Pisze druh Zarzycki: Koncepcja harcerstwa chrześcijańsko-patriotycznego, formację osobową stawiającego na pierwszym miejscu, skupiającego się na pomocy w kształtowaniu młodego Polaka Chrześcijanina, nastawionego na przygotowanie do służby publicznej, do tworzenia elity społecznej Rzeczypospolitej, do udziału w życiu publicznym, w pełnej współpracy z Kościołem, z wyraźnym charakterem apostolskim wydaje się naturalną drogą rozwoju naszego druhowi Zarzyckiemu się tak wydaje, bo mnie i wielu moim przyjaciołom – NIE. Dlaczego miałaby być to „naturalna droga rozwoju naszego Związku”? Czy ma to być droga rozwoju ku kółkom ministrantów? Ku ruchowi „Światło-Życie”? Ku neokatechumenatowi? Ku katolickiej partii politycznej? Ku czemu?Powiedzmy sobie, ku czemu: ku formacji osobowej – tak, ale opartej o wolność wyborów światopoglądowych, o Prawo i Przyrzeczenie, o metodę harcerską, ku formacji osobowej opisanej przymiotnikami: dzielny, uczciwy, zaradny, chętny do pomocy, świadomy, zaangażowany, otwarty. Tak, otwarty – na świat, inne narody, religie, poglądy. Nie zaściankowo-ksenofobiczno-patriotyczny, ale wyciągający rękę ponad różnymi podziałami i potrafiący bronić racji swojej grupy, wspólnoty. Nie sekciarsko-dogmatycznie-katolicki, lecz ekumeniczny, druh Zarzycki chce „popychać” ZHR i to do tego niedelikatnie, energicznie? O co tu chodzi? Na czym mu zależy? Dziwna jest ta retoryka... ZHR-u nie trzeba nigdzie popychać. Ma jasno zdefiniowane cele, wspaniały, najlepszy na świecie system wychowawczy, ma struktury i statuty. Tylko pracować z młodzieżą, stosując metodę harcerską, organizować zaplecze, by możliwości tej pracy były większe i uczyć instruktorów demokracji przez otwartą, merytoryczną dyskusję i jawność życia organizacyjnego - bez opluwania. Druh Zarzycki pisze, że jest „słaby poziom naszej kadry instruktorskiej”. Hola, hola! Co za anty-wychowawcze stwierdzenie. Po pierwsze – pachnie mi to brakiem znajomości i/lub zrozumienia zasad psychologii i zasad wychowywania. To jest de-motywowanie ludzi do pracy. Po drugie, jak można, będąc naczelnikiem, rąbać całej rzeszy instruktorów w twarz, że są słabi???!!! Toż to po prostu bezczelność, to niegrzecznie. Po trzecie – jest to okropne uogólnienie. Znam instruktorów, prowadzących wspaniale drużyny, którzy są na bardzo dobrym poziomie, druhu Naczelniku. Po czwarte – kto jest odpowiedzialny za poziom kadry, jeżeli nie Naczelnictwo? Gratuluję gola do własnej bramki. Ale też i wniosek można wysnuć taki, że jeżeli jedyną receptą na złą sytuację jest biadolenie naczelnika, interpretowanie świata Anno Domini 2005 jako sytuacji oblężonej siłami zła twierdzy oraz uciekanie w ideologizację, fasadowość i klerykalizację Związku, to obecne Naczelnictwo po prostu nie potrafi sobie poradzić z obowiązkami i może należy je zmienić. Zresztą cały tekst druha Zarzyckiego świadczyć może o tym, że to nie kadra, a Naczelnictwo jest słabe (czego nie wiem i nie przesądzam, ale tekst może o tym świadczyć).W części „Jaki więc ZHR” druh Zarzycki postuluje odczytanie „znaków czasu”. Zgoda! Ale jeżeli odczytanie to ma nas wpędzić w kompleks „ostatnich Mohikan” broniących cnót przed „cywilizacją śmierci” i „człowiekiem korporacyjnym” poprzez okopanie się na fundamentalistycznych pozycjach, to trzeba jasno powiedzieć: NIE. Nie o takie odczytanie znaków czasu nam chodzi. Chodzi o zidentyfikowanie, jakimi treściami wypełniać bieżącą pracę drużyn, by hasła samodzielności, zaradności, przygotowania do dorosłego życia były realizowane przy zmieniających się warunkach. Chodzi o to, że dziś, w XXI wieku 18-letni harcerz powinien znać nie tylko alfabet Morse’a, ale obsługę komputera, umieć korzystać z Internetu, poczty elektronicznej i grafiki komputerowej. Chodzi o to, że dziś starszy harcerz, a tym bardziej instruktor, powinien umieć nie tylko wymyślić, jak zarobić z drużyną na biwak, ale także jak sporządzić biznes-plan, budżet, plan finansowy, jak założyć i prowadzić działalność gospodarczą. Nie tylko jak prowadzić kronikę drużyny, ale jak drużynę zareklamować w środowisku, mieście, gminie druh Naczelnik stwierdza, że potrzebne jest „ukształtowanie praktyki metodycznej”. Tu następuje zupełne osłupienie czytającego. Toż praktyka metodyczna jest już od kilkudziesięciu lat określona, opisana i jedyne, co trzeba robić, to uczyć kolejne generacje instruktorów jej stosowania. Ale żeby uczyć innych, trzeba samemu dobrze ją opanować. Czemu ma więc służyć postulat „ukształtowania praktyki metodycznej” – czy reformie harcerstwa i metody harcerskiej w imię niejasnych celów (to już nie będzie harcerstwo, tylko może sekta religijna albo kółko adoracji określonej wizji państwa, albo jeszcze inny twór), czy ukryciu własnej słabości metodycznej i braku kreatywności (w takiej sytuacji należy podać się do dymisji)?Jeszcze bardziej zdumiewa kolejne zdanie tekstu druha Zarzyckiego, porażając czytającego: Wszyscy wiemy, że przeciwstawianie metodyków ideologom jest zabiegiem socjotechnicznym mającym na celu faktyczne zredukowanie harcerstwa do sprawności w posługiwaniu się narzędziami metodycznymi. To jest dopiero zabieg socjotechniczny! Aż się wierzyć nie chce! Ja chcę świadomie i z całą odpowiedzialnością przeciwstawiać metodyków, ludzi praktyki, potrafiących coś zrobić – ideologom, którzy karmią nas ideologiczną papką, ubraną w piękne hasełka i slogany, ale boją się realnej, ciężkiej pracy. Ideolog to ktoś, kto forsuje ideologię, to ktoś, kto w sferze wychowania młodych ludzi jest groźny. Tekst druha Zarzyckiego świadczy o tym, że jego autor jest albo ma tendencję bycia ideologiem. Dla mnie wniosek jest jeden: taki ktoś nie powinien stać na czele organizacji harcerskiej - ba! – nie powinien się w ogóle zajmować wychowaniem młodzieży. Przepraszam, ale wydaje mi się, że ten Związek nie jest dla druha Zarzyckiego właściwym miejscem dalszej kariery. W kontekście jego wywodów miejscem takim jest jakaś partia polityczna lub organizacja religijna. Lepiej przejść tam i nie mącić młodym instruktorom w głowach. Proszę nie udawać! Stwierdzenia druha Zarzyckiego w stylu „prawda jest taka, że każdy instruktor winien być biegły w posługiwaniu się metodą bez względu na jego konotacje ideowe. Powyższe wywody nie mają na celu zepchnięcia metody na plan dalszy, tylko zastanowienie się w jakim celu jej używać” wskazują wyraźnie, że albo mamy do czynienia z wtórnym analfabetyzmem piszącego owe słowa (tzn. z zapomnieniem lub niezrozumieniem, co jest celem organizacji harcerskiej), albo z cyniczną próbą wykorzystania tej organizacji do jakichś innych celów, czytaj: jako trampoliny do kariery osobistej. Jedno i drugie dyskwalifikuje autora takich „wywodów” jako członka władz ZHR. Po prostu. Koniec i kropka. Nawet, jeżeli był Druh, druhu Zarzycki, wspaniałym drużynowym (czego nie wiem, ale mogę założyć) i zrobił dużo dobrego dla ZHR (czego nie mogę ocenić), obecnie Druha sposób myślenia i/lub ambicje polityczne – widoczne w Druha tekście – skłaniają do wniosku: może już czas na pożegnanie Druha z zasadzie komentowanie całej reszty ideologicznych i niezgodnych z zasadami pracy harcerskiej pomysłów druha Zarzyckiego w kontekście powyższego przestaje mieć sens. Wymieńmy te nietrafione pomysły:1. „Naturalnym więc wydaje się zdefiniowanie [ZHR] jako organizacji katolickiej.”2. „Nasi wychowankowie winni wynosić z harcerstwa konkretną wizję państwa polskiego, którą później wdrażać będą w życie” [sic!]3. „dyrektorium religijne”Tak, wszystkie te trzy pomysły wpisują się w prezentowany przez druha Zarzyckiego pęd ku ideologizacji i upolitycznieniu ZHR-u. A na to zgody nie ma – przynajmniej ze strony mojej i wielu moich przyjaciół, dawnych i obecnych instruktorów nowej drodze życia, poza ZHR-em, życzę Druhowi, druhu Zarzycki – jak najbardziej po chrześcijańsku – powodzenia, realizowania swoich marzeń i życia w prawdzie. Czuwaj!hm. dr Aleksander Kisil HRMarzec 2006 Hm Aleksander Kisil HR- instruktor harcerski od 1976 roku- członek KIHAM-u- redaktor naczelny Ślężańskich Harców, organu dolnośląskiego KIHAM-u, 1981- współtwórca Duszpasterstwa Harcerskiego 1982-84- założyciel i drużynowy drużyny starszoharcerskiej przy parafii św. Jerzego we Wrocławiu, 1985-1988- członek ogólnopolskiej redakcji „Czuwajmy” 1985-1988- członek kilkuosobowej Rady „Szczepu” Ruchu 1986-1988- komisarz zagraniczny ZHR i negocjator z WOSM, 1990-1992- uczestnik Zlotu Rodzin Harcerskich ZHR, 2005{mos_sb_discuss:2} Związek Harcerstwa Polskiego (ZHP) i Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej (ZHR) to dwie nieco różne (choć podobne) organizacje. Bez względu na to do której się zapiszesz, będziesz harcerzem. Obie organizacje różnią się drobnymi szczegółami i jeśli chcesz zostać prawdziwym harcerzem, to obecnie nie ma większego znaczenia czy zapiszesz się do ZHP czy ZHR. W obu organizacjach ważne jest budowanie braterstwa, przyjaźni, samodzielności, odpowiedzialności i nie poddawanie się nałogom. Drogą do tego jest zabawa, współpraca i pomoc innym. Przekonaj się, co to jest harcerstwo! Kiedy powstało ZHP, a kiedy ZHR? Związek Harcerstwa Polskiego powstał ponad 100 lat temu w 1918 roku. Zarówno w czasie I jak i II wojny światowej harcerze walczyli o wolność Polski. Po II wojnie światowej, kiedy Polska nie była w pełni niezależna, również część harcerstwa stała się zależna od władzy państwowej i jej propagandy. W komunistycznym ZHP zmieniono rotę przyrzeczenia i punkty prawa harcerskiego. W 1989 roku niektórzy instruktorzy należących do ZHP postanowili założyć nową organizację. Uznawali oni, że współczesne ZHP nie było tą samą organizacją co przed wojną. Dlatego zdecydowali, że potrzebna jest zupełnie nowa organizacja sięgająca do źródeł harcerstwa. Nie było to do końca prawdą, ponieważ wiele drużyn ZHP zawsze działało dla dobra Polski, zgodnie z pierwotnymi założeniami i pierwotnym prawem harcerskim. Różnice miedzy ZHP a ZHR Jedną z istotnych różnic między ZHP i ZHR jest organizacja drużyn. W Związku Harcerstwa Polskiego mogą działać drużyny koedukacyjne, czyli w jednej drużynie mogą być zarówno dziewczęta jak i chłopcy. Natomiast w ZHR drużyny dziewczęce i chłopięce działają oddzielnie. Ważną sprawą różnicującą obie organizacje jest sprawa religii. Wszyscy instruktorzy w ZHR powinni być chrześcijanami. Co do szeregowych harcerzy nie jest to koniecznie wymagane, ale cała działalność ZHR oparta jest na wartościach chrześcijańskich. Natomiast w ZHP sprawa wiary nie jest aż tak istotna. ZHP jest ponad 6 razy większa od ZHR. W tej chwili w harcerstwie jest 115 tys. osób, z czego 100 tys., to harcerze należący do ZHP. Różne mundury, czyli po czym poznasz harcerza ZHP, a po czym ZHR Mundury harcerskie, które nosi się w ZHP i ZHR nieco się różnią. Mundur żeński składa się z bluzy i spódnicy. W ZHR obie części mają taki sam kolor, a w ZHP spódnica jest ciemniejsza niż bluzka. Dużą różnicę zobaczyć można też w koszulach, a właściwie w naszywkach. Otóż bluza żeńska w ZHR na lewej kieszeni ma wyhaftowany symbol ZHR oraz flagę Polski. Na bluzie ZHP nie ma naszywek. Jeśli chodzi o mundur męski zasada jest bardzo podobna jak w mundurze żeńskim. W ZHR koszula i spodnie mają ten sam kolor, natomiast w ZHP bluza jest wyraźnie jaśniejsza od spodni. I również w bluzie męskiej na lewej kieszeni w ZHR mamy wyszyte logo tej organizacji i flagę Polski. Fot. Adobe Stock 25 lutego 1995 | Kraj | KO ZHR ciągle nie chce z ZHP Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej nie weźmie udziału w Światowym Zlocie Harcerstwa Polskiego organizowanym przez konkurencyjny ZHP. ZHR nie podoba się np. , że wprogramie zlotu mówi się o roku 2000 jako dacie "mającej coś z magii", a nie rocznicy chrześcijaństwa. Rada Naczelna ZHR uznała, że -- mimo mylącej nazwy -- w zlocie wezmą udział praktycznie tylko harcerze z ZHP. Nie będzie on... Dostęp do treści jest płatny. Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną. Ponad milion tekstów w jednym miejscu. Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej" ZamówUnikalna oferta Archiwum / phm Kamila M. Kolaska HR (ma zdjęciu po prawej) / Jeśli coś jest niemożliwe do zrobienia, to należy to zrobić… Obserwacja uczestnicząca. Szkolne harcerstwo Podjęcie się prowadzenia harcerstwa na wsi to duże wyzwanie. Wydaje mi się, że najłatwiej będzie opisać sytuację harcerstwa wiejskiego na przykładzie moim własnym oraz mojej drużyny. Przez 5 lat ( r.) prowadziłam 1 Kociewską Drużynę Harcerek „Borowianki”- na terenie powiatu starogardzkiego i tczewskiego. Zapytacie, dlaczego ZHR a nie ZHP? Tak po prostu wyszło. Czysty przypadek. Zresztą w tym samym czasie, co nasza drużyna, w szkole podstawowej powstała drużyna ZHP (później jakoś naturalnie wchłonięta przez ZHR). A w Gimnazjum działały 2 drużyny ZHR (męska i żeńska). Do harcerstwa wstąpiłam późno, bo dopiero w połowie 3 klasy gimnazjum (styczeń 2003), gdyż dopiero wtedy powstała drużyna harcerek. Prowadziła ją nauczycielka (polonistka, była instruktorka ZHP). Nasza drużynowa tak naprawdę była zmuszona do przyjęcia tej zaszczytnej funkcji przez swojego pracodawcę. Przez rok nie zakupiła nawet munduru, nie miała czasu, a nawet możliwości by być z nami choć na jednym biwaku w całości (zawsze jakaś młoda nauczycielka, która nie wiedziała do końca, czym jest harcerstwo, była opiekunem). Wyjazdy początkowo miałyśmy z harcerzami (5 Lubichowska Drużyna Harcerzy „Kociewiak”- oni mieli za drużynowego instruktora z ZHR). Zbiórki odbywały się całą drużyną i to tylko przez 45 min raz w tygodniu. Czyli praktycznie kolejna lekcja, tyle, że dodatkowa i zawsze o podobnym scenariuszu (głównie śpiewanie piosenek). Ewidentny brak metody harcerskiej, nie mówiąc już, że dobra zbiórka powinna trwać minimum dwie godziny. Jednak nie mam żalu do druhny Iwony, a właściwie Pani Iwony, która musiała się nami zajmować. Miała małe dzieci i bardzo dużo obowiązków w pracy. Do harcerstwa nie powinno się ludzi zmuszać! Nie ważna jest ilość, ale jakość. Nie powinniśmy działać masowo, bo to mija się z celem. Własna inicjatywa Moja drużyna – 1KDH-ek ,,Borowianki’” powstała w styczniu 2003 roku przy Publicznym Gimnazjum w Lubichowie (wtedy pod nazwą 1 Lubichowskiej Drużyny Harcerek „Borowianki”). Po pierwszym naborze powstały od razu 4 zastępy, w tym mój („Wiewióry”). Ja właściwie w drużynie znalazłam się przypadkowo. Nie wiedząc za wiele o harcerstwie (od zawsze mi się jakoś tak ono marzyło) wstąpiłam na przekór tacie do próbnej zgrai „biszkoptów”. Jak można się domyśleć tata nie był zadowolony z tak drastycznie przez mnie podjętej decyzji. Powodów było wiele, jednak najważniejszy: to wiele zajęć na gospodarstwie. Spokojna, zawsze ustępująca OLO (tak mnie nazywa, gdy ma świetny nastrój) powiedziała NIE. „Tato, to było zawsze moim marzeniem”, powiedziałam i dalej to już jakoś wszystko się potoczyło. Większość dziewcząt z naszej drużyny pochodziła ze wsi, dopiero później doszły dziewczęta z małych miasteczek – kilka z Gniewu (oddalonego od Gdańska o 60 km), Starogardu Gdańskiego i jedna z Kościerzyny. Odległości między miejscowościami, w jakich działyśmy, sięgały nawet 35-40 km, przykładem jest Gniew-Lubichowo-Ocypel. W szczytowym momencie miałam 45-50 harcerek w 8 zastępach. Dziewczyny pochodziły z różnych miejscowości: Lubichowo, Zelgoszcz, Wda, Ocypel, Mościska, Zielona Góra, Smętowo Graniczne, Wielki Bukowiec, Czarny Las, Gniew, Tymawa, Nicponia, Gronowo Polskie, Pelpin, Starogard Gdański, a nawet Kościerzyna (ostatnio). Rok temu udało nam się zdobyć nawet miano złotej koniczynki, co uważam za duże osiągnięcie, chyba nawet największe w mojej karierze harcerskiej. Niezamknięcie stopnia podharcmistrzyni, nawet nie pójście na studia, ale to, że z niczego udało się zrobić coś wspaniałego i zostało to docenione przez samą naczelniczkę. Chyba byłyśmy jedyną drużyną w ZHR, która zdobyła wtedy takie miano mimo wielu problemów (odległości, finanse, tradycje dwóch różnych drużyn itd.). Poza tym z jednej drużyny harcerek udało nam się stworzyć w 2009 roku dodatkowo 11 Gniewską Gromadę Zuchową „Strażnicy Nadwiślańskiego Grodu” oraz 111 Kociewską Drużynę Wędrowniczek „Małpi Gaj”, a jest także szansa, że po obozie druga moja przyboczna założy nową drużynę harcerek, więc warto było! Potrzeba kadry na każdym szczeblu Przez 5 lat był problem ze zbudowaniem kadry. Gdy ktoś się nadawał, to odchodził ze względu na studia, problemy ze strony rodziców (uważanie harcerstwa za zabawę) lub niechęć do 10 punktu Prawa Harcerskiego (po co się męczyć?), a niektórzy byli naprawdę zdolni. Tu pojawia się główny problem środowisk wiejskich – brak instruktorów na miejscu, ale to takich z prawdziwego zdarzenia. Niezmuszanych nauczycieli, ale młodych ludzi, którzy przykładem własnym, charyzmą i wiarą w sens ideałów harcerskich porywają młodzież (jak Małkowscy) do czynu. Bo tak naprawdę tylko młodzi ludzie mogą młodych zrozumieć. Obecnie są bardzo duże przepaście pokoleniowe. Aczkolwiek podziwiam seniorów za ich wytrwałość. Młodzi ludzie potrzebują autorytetów. Sama, gdy poszłam na studia do Torunia miałam trudności z odnalezieniem się w nowym środowisku i prowadzeniem drużyny z tak dłużej odległości (prawie 150-200 km). Cotygodniowe przejazdy były bardzo kosztowne (szło to z mojej własnej kieszeni, od rodziców na harcerstwo nie otrzymywałam pieniędzy – tata wciąż był jemu przeciwny). Odpadały też częste zbiórki drużyny (zbyt duże odległości pomiędzy miejscowościami, aby spotykać się tylko na kilka godzin). Sprawdzały się za to biwaki weekendowe drużyny (minimum jeden na miesiąc) i jeden biwak, co drugi miesiąc z ZZ-tem. W pracy na wsi jest ważne działanie systemem zastępowych (olbrzymi kawał dobrej roboty „odwalają” zastępowe). Ważny jest też jasny podział ról. W mojej drużynie bardzo dużo robiły przyboczne i zastępowe, które były na miejscu i lepiej znały dziewczyny, bo od „podwórka”. Ważne było także nawiązanie ścisłej współpracy z rodzicami (założenie KPH). Rodzice czuli się potrzebni i niejednokrotnie pomagali (podwozili dziewczyny, dawali dżemy, owoce, warzywa na biwaki, pomogli załatwić za darmo noclegi w szkołach itd.). Spotkania KPH były okazją do tego, aby rodzice poznali: 1) nas 2) mogli poznać bardziej swoje dzieci i ich potrzeby 3) inni rodzice pomogli im zrozumieć, ze harcerstwo to super szkoła życia dla dzieci (np. odwiedziny na obozie i wzięcie udziału rodziców w przeglądzie piosenki bardzo integrowało dzieci i rodziców oraz rodziców z rodzicami). Ważne było także to, że znali drużynową (mieli do niej zaufanie), z którą był ciągły kontakt telefoniczny i mailowy. Jako drużynowa miałam bardzo duży autorytet u dziewczyn i ich rodziców, co było plusem, ale i niebezpieczeństwem, gdyż każde złe posunięcie może być katastrofalne w skutkach (trzeba liczyć się, że jest się osoba publiczną, nie ma miejsca na pomyłki). Procesy, które dotykają zarówno wieś, jak i miasto Zarówno na wsi, jak i w mieście harcerki coraz częściej mają problemy zdrowotne (dwie moje wędrowniczki leżały ponad miesiąc w szpitalu, bo miały zwyrodnienia stawu kolanowego – już w tym wieku!), są też wychowywane pod kloszem (rodzice zawożą i odwożą, mało ruchu, samodzielności (w moim pierwszym składzie drużyny były dzie wczyny, które potrafiły w mundurach na rowerach jechać na zbiórkę nawet 8 km, one dla mnie były wzorem). W prowadzeniu drużyny bardzo przeszkadza to, że jak dziewczyny idą do szkoły średniej to rozjeżdżają się praktycznie po całym województwie i mają problemy z przystosowaniem się do nowego, wyższego, często bardziej wymagającego poziomu nauczania, co bardzo utrudnia pracę harcerską. Obecnie prowadzę 111 Kociewską Drużynę Wędrowniczek „Małpi Gaj’’, każda z nas pochodzi z innej miejscowości, uczy się też w rożnych miejscowościach, szkołach. Ja – studiuję i pracuję dorywczo w Toruniu, mieszkam w Zelgoszczy (gdzie jestem raz na 2 miesiące), Ania mieszka w Nicponi – uczy się w Tczewie (jest przyboczną w drużynie harcerek), Karolina mieszka w Tymawie uczy się w Tczewie (jest w orkiestrze i zespole tańca kociewskiego), Iwona mieszka w Gronowie Polskim, a uczy się w Gdańsku (mieszka w internacie, jest przyboczną w gromadzie zuchowej, jest w orkiestrze), Natalia mieszka w Nicponi, a uczy się w Szkole Rolniczej w Swarożynie (mieszka w internacie i ma sporo obowiązków na gospodarstwie, działa także w orkiestrze przy zamku), Marta, Julia – mieszkają i uczą się w Kościerzynie, Dorota – uczy się i mieszka w Gniewie, Alicja – mieszka w Lubiczu pod Toruniem. Przyjaźń i autentyczne braterstwo potrafi przetrwać wszelkie nawałnice. „Z nami to jak z lasem, to i tamto drzewo pada pod siekierą, a tym czasem cały las rośnie i pnie się ku górze (Tadeusz Zawadzki, „Zośka”)”. Poniżej wypisałam, z czym jest łatwiej, a z czym trudniej w pracy harcerskiej na wsi, w porównaniu z harcerstwem miejskim. Aczkolwiek musimy pamiętać, że ludzie mieszkający na wsi obecnie już niewiele różnią się od tych, którzy mieszkają w mieście. Bywa nawet tak, że Ci ze wsi są bardziej „miejscy”, niż Ci z miasta… Mam nadzieję, że to, co napisałam pomoże Wam zrozumieć specyfikę pracy na wsi. W każdym razie zawsze warto. Obecnie działam dalej w ZHR, ale jednocześnie przynależę także do Studenckiego Kręgu Instruktorskiego im Tonego Halika przy UMK w Toruniu (krąg akademicki w ZHP) i super się dogadujemy. Dla mnie nie jest ważna przynależność do jakiejś konkretnej organizacji harcerskiej. Najważniejsze, że jestem harcerką i staram się robić wszystko tak, by pomóc innym. Nawet dla jednej osoby warto działać, warto być instruktorem z prawdziwego zdarzenia, warto od siebie wymagać. Ja nie żałuję… Z czym jest łatwiej/trudniej na wsi: HARCERSTWO NA WSI + (z czym łatwiej) HARCERSTWO NA WSI — (trudności) + dzieciaki są chętne do wstępowania do harcerstwa – rodzice traktują harcerstwo jak zabawę i gdy dzieci idą do liceum każą im się wypisywać, bo szkoda czasu + szkoły, parafie na ogół są bardzo przychylne i chcą by działały drużyny na ich terenie – dzieci często są ubogie (problemy finansowe, trudno zrobić obóz) + gminy pomagają finansowo (np. załatwiając darmowy transport na obóz) – ciężko jest zorganizować obóz, bo w czasie wakacji dzieci z gospodarstw pomagają swoim rodzicom podczas żniw i wykopek + łatwiej jest uzyskać miejsce na harcówkę – brakuje kadry, co ktoś nadaje się do kadry to wyjeżdża ze wsi do dużego miasta na studia lub idzie do pracy i nie ma czasu + dzieci podchodzą bardziej poważnie do harcerstwa – dzieci zaczynają się sprzeciwiać rodzicom, bo poznają inne ideały niż te, w których dotąd się wychowywały (np. rodzice chcą by dziecko zostało na gospodarstwie, a ono chce się dalej uczyć by być „kimś lepszym”) + na nabory przychodzi sporo osób – dużo osób odchodzi, bo harcerstwo jest dla nich za drogie + nie ma problemu z zuchami i harcerkami, ale im dalej tym trudniej – młodzież nie chce wstępować, bo woli palić, imprezować, nie chce wymagać od siebie. Harcerstwo jest za trudne, łatwiej być w kole turystycznym itp. + należeć do harcerstwa to „coś” – należeć do harcerstwa to „umęczanie się” (czy warto nie pić? palić? itd., trudność z zaakceptowaniem „mnie” przez rówieśników) + dla polskiej młodzieży wiejskiej harcerstwo często bywa jedyną szansą na wyjście poza rutynę codziennych obowiązków w gospodarstwach domowych, poznanie ludzi, świata – wyjazdy są drogie i wiele osób nie jest na nie w stanie pojechać + wzbudza ambicje, młodzi ludzie chcą dalej się uczyć, a nie zostawać tylko na wsi i żyć tak jak ich rodzice, dziadkowie – rodzice sprzeciwiają się zbytniemu „edukowaniu” dzieci, wobec których mieli już swoje plany + często jedna z nielicznych możliwości rozrywki, częstszego, pozaszkolnego kontaktu z rówieśnikami – teraz jest także na wsi spora konkurencja kół, klubów zainteresowania, w których nie wymaga się tyle, co w harcerstwie + jeśli jest się w kadrze, to jest się kimś – brak kadry + Harcerstwo stwarza wielkie możliwości rozwoju, z czego szczególnie chętnie i aktywnie korzystają ci młodzi ludzie ze wsi i miasteczek, którzy są żądni wiedzy, nowych umiejętności, mają duże ambicje – brak środków finansowych na działalność na wsi + dla młodych jest to etap w życiu, gdzie dzięki harcerstwu odnajdywali się w społeczności, działaniu lokalnym – ludzie uważają, ze tylko to, co prowadzą nauczyciele jest dobre, jak młodzież może wychowywać dzieci? Przecież to „gówniarze”! + młodzi ludzie mają szanse być wodzami, zarządzać, dobra praktyka – małe zaangażowanie i pomoc władz odgórnych: Chorągwi, Związku (brakuje instruktorów, którzy by przyjeżdżali, pomagali) + ułatwia znalezienie pracy w mieście – instruktorzy wyjeżdżają z rodzinnych miejscowości, brakuje liderów + otwartość i szczerość mieszkańców wsi, która wpływa na lepsze wyniki harcerskiej pracy wychowawczej – każdy wszystko o Tobie wie, stajesz się osobą publiczną + młodzież podobno jest mniej zepsuta (ale niestety i to się zmienia) – młodzież jest bardziej podatna na wszelkie wpływy + młodzi ludzie są przyzwyczajeni do trudności, poświęcenia, wysiłku, słowności – wiele harcerek ze wsi nie posiada munduru, co może powodować, że mogą czuć się biedniejsze, gorsze (teraz drużyna ma już jakieś zaplecze). + ulegli na działanie autorytetu (drużynowa to ktoś) – trudności w pozyskaniu sprzętu na biwak, obóz + „Na wsi kultura chrześcijańska jest bardziej żywa i aktywniej kultywowana i to ułatwia przekazanie im pewnych wartości, które są zawarte w idei harcerskiej” – „W prowadzeniu pracy harcerskiej na wsi przeszkadza fakt, iż idea harcerska, szczególnie zasada, że harcerz nie pije i nie pali, nie jest popularna wśród młodzieży, która, żyjąc w małej społeczności, może wywierać i często wywiera na harcerzy presję”. + jest trudno, ale wyniki pracy instruktorskiej są bardzo widoczne – nie ma lokalnych instruktorów, brak kadr pod hufce + większość zbiórek jest w lesie – rzadko zbiórki odbywają się w miastach + KPH- pomaga w naprawach, przejazdach, interesuje się co się z dziećmi dzieje – rzadko działa KPH + dzieci są zdolne do poświęceń ( przyjeżdżają, przychodzą na zbiórki nawet kilka km) – rodzice za bardzo wyręczają dzieci, ma się czasami wrażenie, że rodzicom bardziej zależy niż dzieciom + lubią chodzić w mundurze – jeśli jest dużo harcerek to ok, ale jeśli jest mało to wstydzą się + tworzą się tradycje harcerskie – drużyny działają krótko, nie ma ciągłości + lubią mieć warty, czują się ważne – boją się ośmieszenia, jeśli drużyna słabo działa w środowisku + brak koedukacji – często działają tylko drużyny harcerek lub tylko harcerzy, środowisko lokalne tego nie rozumie, dyrektorzy chcą by był nabór i dla chłopców i dla dziewczyn + harcerki są aktywne w drużynie szkole i parafii – te same osoby maja sporo obowiązków, często nie dają rady, muszą z czegoś zrezygnować

dlaczego zhp nie lubi zhr